Menu

Wrocław – miejsce spotkań

Czasem człowiek ma dość i musi odreagować. Tootthie postanowiła zabrać mamę na szoping i lunch na mieście.

Szłam sobie w mojej nerdowskiej koszulce Geeky Hallows przez centrum, zastanawiając się nad tym co się dzieje w kraju. Dziwnym nie jest, że było mi dość ciężko na duszy. Być może dlatego zajęło mi dobrą chwilę zorientowanie się, że mija mnie właśnie dwóch panów – jeden w koszulce Star Wars, a drugi Star Trek. Szli razem, pogrążeni w rozmowie. Uśmiechnęłam się pod nosem i ruszyłam na poszukiwanie mamy. Uznałyśmy, że jednak kebab i tak trafiłyśmy do Saviego (najlepszy kebab na mieście). Savi to Turcy. Piękną polszczyzną jeden pan Turek dopytał mnie jaki chcę napój, a drugi jakie chcę warzywa. Odwiedził ich trzeci Turek, pracujacy w innym Savi, przy kawie i uśmiechach dostałam swoje zamówienie. Polka w sukni ślubnej stojąca za mną zamówiła średniego donera.

Lunchowałyśmy na całego, gdy przy stoliku obok przysiadło dwóch młodych Polaków ze “zdrowymi” soczkami. Jarmuż power. Butelki miały kapsle, chłopcom nie chciało się iść znów do sprzedawców, butelki otwórzyli zębami. Dostałam szczękościsku. Pięć Holenderek minęło kebaba i poszło na hamburgery do Pasibusa. Trzy stoliki od nas dwóch facetów w garniturach zajadało się sałatkami z pęczakiem.

Jak szoping to i kawa. Przede mną na zamówienie czekał pan w pełnym, różowym makijażu. Różową miał nawet brodę, dodatkowo przyzdobioną brokatem. Brokat miał też wokół oczu, a na policzkach miał małe diamenciki. Nikt nawet nie mrugnął, a ja uświadomiłam sobie, że jak idiotka wpatruję się w te diamenciki, bo miał je pięknie wystylizowane na kocie oko. Z kawą w ręku ruszyłyśmy do domu. W tramwaju dwóch Holendrów surfowało po necie planując rozrywki na wieczór. Ktoś za mną po angielsku omawiał wyniki meczów i chciał iść do zoo. Na Tekach trzech Francuzów i dwie Hiszpanki ramię w ramię zmierzało do akademików, na przystanku dołączyła do nich para Polaków. Kilku Polaków i Niemców mimo upału grało na boisku w siatkę. Dwie Japonki ukrywały się przed słońcem pod parasolem, czekając na przystanku na tramwaj do centrum.

I tu pojawiła się refleksja. Był to tak typowy dzień we Wro, że dopiero w drodze do domu uświadomiłam sobie jak wielki kontrast jest między tym, co się właśnie dzieje w kraju, a tym co uważam za normalne, do czego jestem przyzwyczajona i czego właśnie byłam częścią. Te wszystkie wspomniane wcześniej elementy jakoś w głowie “w biegu” zanotowałam, ale działało to na tej samej zasadzie jak “o, a tutaj malują dziś pasy.” czy “lol, laska w kolejce za mną jest w sukni ślubnej.” Wrocław zawsze rozbrzmiewa różnymi językami, zawsze też jest pełen ludzi, którzy myślą inaczej niż masa, jest to stały element krajobrazu. Uświadomiłam sobie też, że spora część z tych osób, które minęłam, dumnie nosiła koszulki w barwach swoich krajów (dzięki, The World Games), co nie przeszkadzało im cieszyć się życiem w obcej im Polsce – ja rano bałam się założyć koszulkę Cthulhestwo Polskie, bo mogę dostać w ryj. Według kasty rządzącej i ich bezmyslnych followersów obcy = zło, patriotyzm = nacjonalizm. Tymczasem dwóch czarnych Francuzów super się dogadywało z brązowymi Hiszpankami i białymi Polakami – całe towarzystwo w uśmiechach. Holendrzy nie pluli na przechodzących Polaków, Japonki nie ganiały z mieczami samurajskimi, Niemcy nie hajlowali. Zajmowali się swoimi sprawami, tak jak wrocławianie. I nikomu nie przeszkadzało, że tu Turek, tam Francuz, tam Hiszpanie. Tymczasem mały (nie tylko wzrostem) człowieczek wmawia nam, że wszystko co inne to zło. Naród wybrany, żydokomuna, Chrystus był Polakiem. Mamy zapluć się z nienawiści i wykopać obcych. Jesteś z nami lub przeciw nam. Nie ma ‘ale’. Pizza w kształcie orzełka. Unia to zło, Tusk złodziej, dziadek Tuska był w Wermahcie, precz z uchodźcami, kolorowi won, 1000 lat chrześcijaństwa. Ustawki manifestacji. Białe róże, barierki pod sejmem, psy i suki. Tylko czołgów brakuje. To jest Polska? Może my jeszcze nie dorośliśmy do wolnej Polski jeśli ta wolność śmierdzi nienawiścią. Ciągle mam kogoś nienawidzieć. Że ludziom nie wstyd tak się zapluwać. Kupcie sobie śliniaczek, idźcie na spacer, uśmiechnijcie się do Turka przy kebabie czy Chińczyka przy woku, do Holendra w tramwaju, zagadajcie do Japonki na przystanku. Otwórzcie umysły, przewietrzcie głowy. Świat jest całkiem spoko gdy jest w nas mniej nienawiści. Hejtersom mówię wypad.

Zbiera mi się na wymioty gdy widzę te zaplute, czerwone ze wściekłości twarze. I może za kilka lat Polska już nie będzie w UE i to, co uważam za normalne stanie się jakimś fenomenem, ale until then, za Tuwimem – “całujcie mnie wszyscy w dupę” z tym nienawistnym modelem kraju. To nie mój kraj. Moja Polska to model wrocławski. Bo skoro fan Star Treka może się dogadać z fanem Star Warsów, a pan z różową brodą spokojnie może poczekać na swoje latte bez bycia zaczepianym, to może jest jeszcze nadzieja. Tylko trzeba do tego dorosnąć.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

WP Twitter Auto Publish Powered By : XYZScripts.com